ROZDZIAŁ 3
Hestia stwierdziła, że najlepszym sposobem na zobaczenie, co się dzieje, będzie droga powietrzna. Wzleciała w niebo. Osiadła wysoko na gałęzi, po czym sfrunęła na następny konar, kilkanaście metrów dalej. Szybowała tak z jednego drzewa na drugie, niczym bezgłośny duch. Wreszcie zobaczyła przyczynę dziwnego zachowania szablodogów. Na polanie znajdowało się pięciu strażników i tyle samo zmutowców. Zwierzęta utworzyły krąg wokół postaci dzierżącej w ręce ostrze. Zaciekle atakowały numer. dziewczyna nie wiedziała, jaki on był, bo skrzydła ukryte miał pod koszulą, zresztą w mroku kończącego się dnia i tak nie rozróżniła by odcienia, a ręce okrywały skórzane rękawiczki... zmroziło ją. To był ten nieznajomy, który uratował ją przed gnębiaczami. Nagle w jej głowie pojawiło się wspomnienie Steiry. O nie, nie tym razem. Teraz nie ucieknie jak tchórz. Pomoże mu, bo on pomógł jej. Powoli wyciągnęła nóż z pochwy. Ciemność ledwo pozwalało ujrzeć jej klingę. Była długa, dla praktyczności. Uśmiechnęła się złowrogo. Dzisiaj też będzie użyteczne, pomyślała, i z dzikim okrzykiem skoczyła na dół.
* * *
Strażnicy i Zero wzdrygnęli się, kiedy dziewczyna wylądowała na ziemi. Potem w ułamku sekundy walka rozgorzała na nowo, ale teraz bardziej zacięcie. Hestia dosyć często ćwiczyła ruchy obronne, z nożem i bez, ale robiła to tylko dla rozrywki, nie sądząc, że kiedykolwiek jej się to przyda. Raniła szablodoga w bok, upadł z jękiem, błyskawicznie cięła pysk drugiego i rozpłatała mu nos. Inny zmutowiec drapnął ją w udo, pozostawiając głęboką szramę. Krzyknęła cicho. Pchnęła zwierzę w pierś, zabijając na miejscu.Nieznajomy chłopak tymczasem rozprawiał się ze strażnikami. Jego płynność ruchów i celność ciosów była perfekcyjna. Hestia zastanawiała się, czy sam się tego nauczył. Ta chwila nieuwagi wystarczyła, aby szablodogi rzuciły się na nią. Dziewczyna ciężko padła na podłoże. Na ręce, którą usiłowała chronić szyję, uwiesiły się dwa zwierzęta. Inny zaczął gryźć jej łydkę. Zaczęła histerycznie wrzeszczeć z bólu, ale też z przerażenia. Kilka chwil później zacisk szczęk zmutowców zaczął słabnąć. Trzy sekundy później, kiedy dziewczyna już mdlała z cierpienia i strachu, szablodogi oderwały się od niej. Usłyszała ostatnie jęki zwierząt i zapadła cisza. Ktoś do niej podszedł i uklęknął przy niej.
- Żyjesz? - zapytał Zero.
- Tak, ale moja ręka... i noga...
- Spokojnie. Zaufaj mi, a przyrzekam, że wszystko będzie... - Hestii urwał się film.
- Żyjesz? - zapytał Zero.
- Tak, ale moja ręka... i noga...
- Spokojnie. Zaufaj mi, a przyrzekam, że wszystko będzie... - Hestii urwał się film.
* * *
Obudziła się w swojej kryjówce. Leżała na łóżku, a całe pomieszczenie było dość zadymione. Z zaskoczeniem i niepokojem odkryła, że na jej skrzynie siedzi chłopak i coś gotuje w misce.
- Ty... - jęknęła zachrypniętym głosem - Co tu robisz?
- Obserwowałem cię już od dłuższego czasu. Kilka razy widziałem, jak tu wchodzisz.
- Uch... ale ja... tak uważnie się rozglądałam... - podłamała się. Myśl, że w każdej chwili ktoś mógł ją spokojnie obserwować, gdy czuła się bezpieczna...
- Nie przejmuj się. Wszystkie Zera mówią, że umiem podkradać się najciszej. Ale i tak niestety powinnaś bardziej uważać. - Hestia poruszyła się. Jej lewą rękę i łydkę przeszył ból. Sapnęła cicho. Spojrzała w dół. Jej członki były zabandażowane jakimiś jasnymi liśćmi.
- Przyspieszą gojenie - skomentował chłopak.
- Ja... dziękuję.
- Nie, to ja dziękuję. Gdyby nie ty, raczej nie zwyciężyłbym w tej walce. I przełamałaś swój lęk. Myślę, że twoje tchórzostwo sprzed lat zostanie ci wybaczone.
- Skąd ty... - zaniemówiła.
- Twoja historia jest bardzo znana. Przekazuję się ją każdemu nowemu Zeru. Nikogo nie obchodzi, że byłaś dzieckiem, że miałaś prawo się przerazić. Jeżeli Zera się znają, pomagają sobie, bez względu na wiek. To najważniejsza zasada. Od czasów twojego przypadku. - dziewczyna zastanawiała się nad słowami obcego. Została ikoną tchórzostwa, hańby, potępienia przez społeczeństwo. Zamknęła oczy. ,, Nikogo nie obchodzi, że byłaś dzieckiem, że miałaś prawo się przerazić. ''. Tak, ten świat był okrutny.
- No. gotowe. - chłopak postawił jej miskę na komódce, obok położył łyżkę. - Jedz ostrożnie. Jest bardzo gorące, ale szybko odnowi ci siły. - Hestia nie wiedziała, co jest w naczyniu, ale pachniało bardzo smakowicie. Nagle brzuch ścisnął jej gwałtowny skurcz. Skrzywiła się. Głód powrócił z podwojoną siłą.
Podniosła się ostrożnie. Zero przyrządził jej prosty bulion, w środku pływało nieco zieleniny i kilka kawałków mięsa, dość dużych, by się nimi nasycić. Spojrzała na niego z wdzięcznością i zaczęła jeść. Po chwili spytała:
- A właściwie jak masz na imię? Nie przedstawiłeś się.
- Jestem David. Syn numerów 5 i 6.
- Hestia. - popatrzyli na siebie. - Jak się dowiedziałeś, czyim jesteś dzieckiem?
- Moja opiekunka ich widziała. Ojciec podobno rzucił mnie na bruk, miał nadzieję, że mnie zabije. Podobno kiedy powiedział żonie o tym, co zrobił, płakała przez kilka dni. No wiesz, każda matka kocha swoje dziecko, i inne bzdury. - uśmiechnął się sztywno, spuszczając wzrok. - No, ale żyję.
- Opowiedz mi o sobie więcej - poprosiła. Była zaciekawiona losami chłopaka.
- No cóż... opiekunka podniosła mnie z ziemi, myślała, że jestem martwy, ale wyczuła mój oddech, no i... dorastałem w mieście. W lesie nie byłem nigdy. Dopiero gdy skończyłem 14 lat, zacząłem zapuszczać się tu, pod osłoną nocy. Potem upolowałem pierwszego królika - zaśmiał się cicho. - Był pyszny... Najgorszym momentem w moim życiu było jedno z pobić prze gnębiaczy... złamali mi wtedy bark i spowodowali wylew w klatce piersiowej... Ledwo z tego wyszedłem, wszystko dzięki Marze... jest dla mnie jak matka. - westchnął. Hestia domyśliła się, że mówi o opiekunce.
- A najlepszy moment twojego życia? David rozmarzył się.
- Pamiętam, że znalazłem w śmietniku kawałek pączka z marmoladą. Jego smak... był cudowny. - dziewczyna uśmiechnęła się słabo. - A ty miałaś jakiś najlepszy moment w życiu?
- Nie, chyba nie. No, spotkałam ciebie. Jesteś pierwszym numerem, który rozmawia ze mną od siedmiu lat. A tak poza tym to moja egzystencja ciągnie się dość monotonnie. Polowania, ciągła obawa, czujność, robienie strzał... i myśli. Jestem z nimi sama, w ciszy. Chciałabym się nimi z kimś podzielić...
- Chętnie ich wysłucham.
Zapadła cisza.
- Ten atak... to samotny bunt? zapytała Hestia.
- No, nie do końca samotny - Zero mrugnął okiem. Ale owszem. Zobaczyłem ich w pobliżu twojej kryjówki. Nie mogłem przecież pozwolić, żeby ją odkryli. Ani aby ciebie atakowali, kiedy byłaś sama. Dlatego postanowiłem zareagować pierwszy.
- Och... dlaczego się tak o mnie troszczysz?
- Zera sobie pomagają.
- Ale nie aż tak.
- Nawet tak. Wspieramy się nawzajem. Jak tylko możemy.
- To znaczy, że mam wobec ciebie dług wdzięczności.
- Odrobiłaś go, pomagając mi w walce.
- Tak, ale ty uratowałeś mnie od wykrwawienia się. I opatrzyłeś mi rany, przygotowałeś pyszną zupę... dziękuję. Że tyle dla mnie robisz. Jeżeli będę miała możliwość się odwdzięczyć, przyrzekam, że ci pomogę. Nie ważne, w jak bardzo beznadziejnej sytuacji się znajdziesz. - chłopak uśmiechnał się.
- Chyba będę się zbierał. Za kilka godzin będzie świt. Wpadnę w dzień, zmienić ci opatrunki i coś zrobić do jedzenia. - Hestia chciała coś powiedzieć, jednak on jej nie pozwolił. - Nie wychodź stąd. Zajmę się tobą, dopóki rany się nie zagoją. Nie dziękuj. Uważam to za swój obowiązek. Zostań tu, proszę. Do zobaczenia. - jeszcze raz na nią spojrzał i zaczął schodzić po drabince.
- Czy... czy zabiliśmy wszystkich? - spytała jeszcze dziewczyna. David spojrzał jej głęboko w oczy, i już znała odpowiedź.
Super :3 pisz dalej ;)
OdpowiedzUsuń